Droga J. Okres poświąteczny okazał się niezwykle
przykry na świata czarodziejów. W chwili, gdy zaczęłam myśleć, że wszystko może
jakoś się ułoży, los zaśmiał mi się prosto w twarz. Czasami nie wiem, za co się
złapać, żeby spróbować posklejać rzeczywistość wokół mnie. Kaleczę się o
fragmenty potłuczonej rzeczywistości.
Minęły miesiące, po których zaczęłam sobie
uświadamiać, jak moja ucieczka zmieniła życia pewnych osób.
Przepraszam Hugo.
Hugon
Weasley siedział w niewielkiej kawiarni na ulicy Pokątnej. W powietrzu unosił
się zapach imbiru i pomarańczy. Czarodziej był skupiony na swoim notatniku i
nawet nie zauważył, gdy ktoś zajął fotel naprzeciwko niego.
-
Hugo. – Usłyszał melodyjny głos i podniósł głowę znad zeszytu.
-
Louis – odpowiedział – Jak miło cię widzieć.
Louis
Weasley był postawnym blondynem o nieprzeciętnie niebieskich oczach. Wysokie i
dobrze wyrysowane kości policzkowe oraz malinowe wargi tworzyły z niego
definicje ideału. Wyglądał jak grecki bóg przeniesiony do teraźniejszości.
- Jak Rumunia? – zapytał Hugo –
Zdziwiłem się, kiedy napisałeś mi, że przyjeżdżasz. Myślałem, że dopiero w
wakacje nas odwiedzisz.
- Odwiedzam ciebie Hugo. – Louis
nalał sobie herbaty z dzbanka stojącego na stole – Nie przyjechałem tutaj żeby
spotkać się z całą rodziną, tylko żeby spotkać się z tobą przyjacielu. I
oczywiście zapytać o parę kwestii. A smoki w Rumunii są piękne i zniewalające
jak zawsze.
Louis był ulubionym bratankiem
Charliego Weasley’a. Chłopak, mimo całej swojej urody, która mogłaby by służyć
za dobry atut wielu profesji, zdecydował się by wyjechać do Rumuniu i studiować
smoki wraz ze swoim wujkiem.
- Wiem tyle i wypisywałem ci w
listach Louis – odparł Hugo i zamkną zeszyt, odkładając pióro na bok – Przyszła
do mnie jednej nocy i nigdy nie widziałam jej tak załamanej. Przed ślubem Teda
i Victorii trzymała się lepiej. A sam wiesz, co to oznacza. To nie był też ten
płacz, który, no, sam wiesz kiedy. Nie powiedziała co się stało, tylko tyle, że
musi pozbierać swoje życie. Wiem, ze ma to związek z tą całą akcją w
Ministerstwie, o czym też ci pisałem.
- Victorie odwodziła mnie w Rumuni –
powiedział obojętnym tonem Louis – Ale ten jej wybaczył, jednak nie zmienił
decyzji odnośnie rozwodu. On też, z tego co słyszałem zachowuje się strasznie
dziwnie. Wiesz co musimy zrobić, prawda?
Hugo wziął głęboki oddech i spojrzał
prosto w niebieskie, skrzące się tęczówki Louisa. Znał go jak własną kieszeń.
- Chcesz się dowiedzieć, co
wydarzyło się wtedy pod filarami. – Hugo przejechał dłonią po przydługich już
włosach, których niesforne loki opadały mu na czoło.
- Lily jest moją przyjaciółką,
naszą. Spędziliśmy siedem lat
praktycznie nierozłączni i nie zamierzam stać w miejscu i przyglądać się temu z
założonymi rękami.
- Ted nam nic nie powie. Alice nic
nie wiem. Wujek Harry nic nie wie. – Hugo zawiesił się i spojrzał zaintrygowany
na Louise. Nachylił się nad stole i wyszeptał: - Ale ty już coś wiesz. Powiedz,
czego się dowiedziałeś krukoński zarozumialcu.
- Wiem, gdzie ona jest –
odpowiedział Louis z uśmiechem na ustach.
A wtedy
w tle rozległy się krzyki.
~*~
Ted Lupin siedział naprzeciwko
Harry’ ego Pottera z drżącymi rękami. Alice przechadzała się po gabinecie.
Żadne z nich się nie odzywało, tylko głucho wpatrywali się przed siebie. Oficjalne
oświadczenia zostały wydane. Wyższe organy ministerstwa powiadomione, a prasa
wstępnie uspokojona.
- Zbliża się wojna – powiedziała
cicho Alice zatrzymując się i patrząc na Szefa Biura z przestrachem. Harry
podniósł wzrok na swoją synową i jego serce zamarło. Znał Alice Longbottom
odkąd się narodziła i jeśli strach zdołał nakryć jej duszę to znaczyło, że
sytuacja była naprawdę poważna.
- Prawdopodobnie – odparł powoli
Harry – Jednak nie wiemy z kim mamy do czynienia. Nie wiemy, czego oni chcą.
- Rozlewu krwi prawdopodobnie –
odpowiedział ironicznie Ted, nie podnosząc wzroku – Bo gdyby chcieli zaprosić
nas na kawę, to nie musieli by do tego zabijać tylu osób.
- Mugole – powiedziała powoli Alice
– Czarodzieje. To co stało się dzisiaj w Lonydnie, było nieprawdopodobne. Ponad
dwieście osób nie żyje. To są kolosalne liczby. To były morderstwa z zimnym
sercem.
- Ted – zaczął Harry, spoglądając z
empatią na Lupina – Muszę znać odpowiedź. Kogo Lily Luna zobaczyła wtedy pod
filarami?
Ted
podniósł oczy na swojego ojca chrzestnego. Jego ciemno zielone tęczówki, tak
podobne do tych Remusa były puste, jak gdyby ostatnie wydarzenia zabierały po
kawałkach duszy Teddy’ ego Lupina.
- Nie mam pojęcia. Kiedy się
odwróciłem, ta postać już zniknęła.
- To nie jest odpowiedź – powiedział
Harry, prostując się – Edwardzie Remusie Lupinie, znam cię od samego
narodzenia, uczyłem cię chodzić i mówić, a nawet załatwiać się do toalety. Od
początku wiedziałem, że mówisz prawdę. Nie widziałeś komu spadła maska, ale
znasz moją córkę na tyle, by wiedzieć, na czyj widok mogłaby tak zareagować.
Ted
zamkną oczy i wziął głęboki oddech, cichy szept, imię poszybowało po
pomieszczeniu, powodując ze serca zebranych zabiły dwa razy mocniej.
- To niemożliwe – powiedział Alice i
zakryła usta dłonią. Ted spojrzał na nią i kiwnął głową:
- A jednak.
~*~
Droga J. Widzisz, informacje o tym, co działo się w
Londynie, dotarły i do mnie. Aurorzy w Los Angeles byli zaniepokojeni. Nikt nie
chciał powtórki sprzed trzydziestu lat. Nie śpieszyło się nam do kolejnej wojny
pomiędzy czarodziejami. Jednak nas tutaj, po drugiej stronie oceanu, osobiście
to nie dotyczyło.
Wtedy jednak zdecydowałam, że muszę zrobić jakiś
ruch. Cokolwiek.
Wszystko zaczęło się od Savannah siedzącej po
turecku na moim materacu, z Historią Magii na kolanach.
Lily
zmarszczyła brwi.
- Wiesz, że w Hogwarcie nikt nie
czytał tego dobrowolnie, prawda?
Savannah
nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Wzięła do ust ciastko za talerza i
ugryzła kawałek.
- Nie doceniacie tego, czego macie.
To jest naprawdę ciekawe. Po za tym, przeczytałam już każdą literaturę związaną
z magia w Ameryce Południowej i chciałam dowiedzieć się, jak to wyglądało u was
w Anglii. Jak mówią, wiedza to potęga.
Lily
Potter wzruszyła ramionami i ściągnęła buty, które skopała pod ścianę. Na
wieszak odwiesiła swoją skurzaną kurtkę i z lekkim westchnieniem opadła na
fotel.
- Słyszałaś o tych zamachach prawda?
Sav
podniosła na nią swoje brązowe oczy i zmierzyła podejrzliwym spojrzeniem.
Zatrzasnęła książkę i odrzuciła ją na bok.
- Mów, co cię trapi.
Lily
westchnęła i przeczesała ręką swoje rude włosy.
- Nie potrzeba nam więcej wojny –
powiedziała i oparła łokcie na kolanach. – Co jeśli historia zatoczy koło? Do
tego Ministerstwo w Ameryce ma wszystkich gdzieś! Trzydzieści lat temu patrzyli
jak świat magii w Anglii upada i nie zrobili nic! Teraz ich zadaniem jest
ganianie nas za jakimiś durnymi i nic nie wartymi przedmiotami. Byliśmy cały
dzień dzisiaj na terenie jakiś wykopalisk bo mugole natknęli się na coś, co
może być niebezpieczne. U nas zajął by się tym całkowicie inny departament.
- Bo wasze Ministerstwo przez lata
przymykało oczy na jakiekolwiek zagrożenia, które groziły by tylko mugolom.
Dlatego też, mieliście tyle problemów na tle rasowym.
- Dziękuję Savannah. To piękne
wyjaśnienie.
Sav
wydała z siebie cichy półmrok, po czym wstała z materaca i podeszła do stołu. Zlustrowała
Lily zirytowanym spojrzeniem i usiadła na drugim krześle.
- To co chce powiedzieć – zaczęła nachylając
się do rudowłosej – To, że spawy tutaj funkcjonują nieco inaczej. Z resztą,
podejrzewam, że po prostu nie mówią wam całej prawdy.
Lily
podniosła na nią zaintrygowane spojrzenie i zapytała:
- Co masz na myśli, że nie mówią nam
całej prawdy?
Sav zaśmiała
się cicho i spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę:
- Naprawdę myślisz Potter, że
kazaliby dwójce aurorów zawsze eskortować pracowników z Ministerstwa. I wybacz,
ale z tego co udało mi się przeczytać nie wysyłają pracowników Departamentów Tajemnic
do wybuchających magicznie pisuarów.
Lily
zabębniła palcami prawej dłoni w stół. W jej głowie kołatało się wiele myśli.
Chciała wiedzieć, że jej rodzina jest bezpieczna. Jednak świadomość, że ich
opuściła nie dawała jej spokoju. Ciągle miała wrażenie, że jeśli stanie się im
krzywda, a jej tam nie będzie, to nie da sobie z tym rady.
- Obawiają się czegoś – powiedziała
Sav – I może to tylko przypadek, ale co jeśli teraz już nie chodzi tylko o samą
Anglię? Co jeśli naprawdę teraz mroczne czasu okryją cały świat czarodziejów?
- Dlaczego Los Angeles? To miasto
mugoli!
Sav
spojrzała na nią z ironicznym uśmieszkiem.
- Właśnie Potter, miasto mugoli.
Lord Voldemort chciał przejąć kontrolę
nad światem czarodziei i oczyścić, go z osób niegodnych. Co jeśli, następny
Sam-wiesz-kto będzie chciał oczyścić świat ze wszystkich mugoli, by na świecie istnieli
tylko czarodzieje? Ten pomysł jest tak szalony, że tylko szaleniec mógłby
chcieć go zrealizować. Ale jak wiadomo, nie brak ich wśród nas. I to już było.
- To jest naprawdę szalona teoria –
odpowiedziała Lily.
- To tylko teoria. – Sav wzruszyła
ramionami i wyjrzała przez okno. – W tej części świata magiczne przedmioty
odgrywały dużo ważniejszą rolę, niż u was. Szczególnie po tym co się stało, jak
Kolumb odkrył Amerykę i cała magia, która pochodziła od rodzinnych mieszkańców
została prawie, że całkowicie zniszczona, ale artefakty pozostały i wydaje się,
jakby z wiekiem przybywało im mocy.
- Jutro mamy się udać na dwu dniowy
wyjazd. Powiedzieli nam, że mamy też odwiedzić jednego z czarodziei i nasze eskorta
będzie dla nich niezbędna, dlatego to trwa tyle czasu.
Sav
wzruszyła ramionami i wróciła wzorkiem do przyjaciółki.
- Uważaj na siebie. Tutaj przedmioty
mają większą moc niż w Anglii.
Droga J! Czasami siedzę zatopiona w myślach, w swoim
cichym mieszkaniu, a jedyne co mnie ratuje, to blask świateł. Ale nie tej nocy.
Nie tej jednej nocy, gdy budzę się z krzykiem. Gdy zalewa mnie fala wspomnień,
które mieszają się z najgorszymi obawami. A wszystko okrywa ciemność.
Savannah często zostawała na noc u
Lily. Miała stąd dużo bliżej do pracy, a dodatkowo nie cierpiała wracać do
pustego domu. Tego wieczora siedziała na obszernym fotelu pochłonięta lekturą,
jednego ze starych podręczników panny Potter.
Sav uwielbiała to mieszkanie. A
raczej niewielką kawalerkę, w skład której wchodził jeden olbrzymi pokój i
łazienka. Na aneksie kuchennym zawsze panował lekki nieporządek, tak jak i przy
wieszakach obok drzwi. Wszystko wykończone w drewnie nadawało temu miejscu
czarujący klimat. Jednak najlepsze w tym było olbrzymie okno rozciągające się
na całej ścianie. Widok z niego ukazywał panoramę miasta, nocą tonącego w
mroku, ze światłami migoczącymi w oknach miasta, które nigdy nie śpi.
Wtedy usłyszała krzyk. Imię,
przedarło ciszę panującą w mieszkaniu. Sav szybko podbiegła do materaca i
uklęknęła przy Lily, szturchając ją za ramiona.
- Lily!
Panna
Potter wierciła się w swoim śnie, nie mogąc powrócić do rzeczywistości.
- To tylko koszmar Lily!
Rudowłosa
otworzyła oczy i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Sav lekko się
nie odsunęła, jednak nadal zaciskała dłoń na ramieniu przyjaciółki. Zlustrowała
Lily zmartwionym spojrzeniem i objęła ramieniem, przytulając ją do siebie.
Dziewczyna nic nie mówiła, tylko zamknęła oczy i starała się uspokoić oddech.
Savannah delikatnie gładziła ją po włosach.
- To nie był tylko koszmar Sav –
wyszeptała Lily i przytuliła się do przyjaciółki. – To jest zawsze tak samo.
I
wtedy Lily jej opowiedziała. Opowiedziała jej o tym jaki sen śni się jej prawie
co noc odkąd opuściła Londyn. Opowiedziała jej o ciele Teda Lupina, które opada
zawsze bezwładnie na ziemie, a martwe zielony oczy wpatrują się w nią z
wyrzutem. Przez łzy wykrztusiła imię, które tłumiła w sobie przez tyle czasu.
Opowiedziała jej o napadach lęku i paniki, o topieniu całego swojego życia w
alkoholu.
Savannah
słuchała gładząc ją lekko po włosach, nie przerywała jej, a kiedy Lily
zaczynała płakać, czekała cierpliwie, aż znów zbierze siłę by kontynuować swoją
historię.
Kiedy
skończyły rozmowę na dworze zaczynało już świtać, Sav cichym, ledwo słyszalnym
głosem wyszeptała:
- Dziękuję, że mi powiedziałaś. Nie
jesteś z tym wszystkim sama Lily i zrobię wszystko, co w mojej mocy by ci
pomóc.
- Dziękuję Sav – odpowiedziała Lily,
zasypiając w objęciach przyjaciółki.
Droga J! Co jeśli to wszystko prawda? Co jeśli, ja
wcale nie zwariowałam?
~*~
Przepraszam za opóźnienie w pisaniu. Następny rozdział pojawi się pewnie za miesiąc.