23 sie 2016

Rozdział 2: Odłamy wspomnień

Droga J.!
Sama widzisz jak to wszystko jest popaprane. Poczekaj tylko aż opowiem Ci co stało się potem. Wydawało mi się, że nie może to już być bardziej powalone. W sensie, spójrzmy prawdzie w oczy, jakie miałam szansę spotkać charłaka? Żadne. Nie wiem czy to głupie szczęście, czy los płata mi figle.
Tęsknię za Tobą. I szukam Ciebie w każdym kogo spotkam J.

~*~

Lily Luna weszła do biura w przejściu wpadając na jakiegoś wysokiego mężczyznę. Wymamrotała ciche przepraszam i ruszyła do biurka przy którym dostrzegła tabliczkę ze swoim nazwiskiem. Gdy tylko usiadła zorientowała się, że coś było nie w porządku. Dostrzegła rozbawione spojrzenie kobiety, która wczoraj wręczyła jej rozpiskę obowiązków.
- Panna Potter jak mniemam zaszczyciła nas dzisiaj swoja obecnością.
Lily przełknęła ślinę i spojrzała na mężczyznę który stał teraz przed jej miejscem pracy.
            - Myślałam, że gustownie jest spóźnić się tutaj parę minut – odpowiedziała obojętnym tonem i rozparła się wygodniej na krześle.
Matka zawsze jej powtarzała, że przez niewyparzony język kiedyś ktoś rzuci w nią jakąś poważną klątwą. Lily Luna jednak nigdy zbytnio się tym nie przejmowała. Była świetna z zaklęć i uroków, więc mogli próbować. Ale na palcach jednej ręki potrafiła zliczyć osoby które miałby z nią jakiekolwiek szanse w pojedynku. Skromność nigdy nie należała do jej mocnych cech.
            Mężczyzna położył ręce na biurku i nachylił się w jej stronę. Nie spuszczał spojrzenia z jej brązowych oczu. Nie wiedział jednak, że Lily nigdy nie opuszczała wzorku. Była na to zbyt dumna i próżna.
            - Następnym razem radziłbym bardziej uważać.
Lily uśmiechnęła się i skinęła lekko głową.
            - Oczywiście.
Jedyne o czym wtedy myślała to mikstura na ból głowy. Wszystkie dźwięki zdawałby się być dziesięć razy głośniejsze niż normalnie. Od czasu imprezy z okazji ukończenia Hogwartu nie upiła się tak jak wczoraj. Jak bardzo zaczęła się staczać od tego momentu?
Reszta przemowy jej nowego szefa gdzieś jej umknęła, a sama zajęła się rozglądaniem w około. Oprócz Niny, którą miała przyjemność poznać wczoraj znajdowała się tutaj jeszcze jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Każdy z nich wydawała się jej starszy od niej. Nic dziwnego, pomyślała, zważywszy na fakt, że prawie nic się tutaj nie dzieje.
            Kiedy tylko szef opuścił pomieszczenie Lily ziewnęła, czym przyciągnęła uwagę Niny.
            - Widzę, że dobrze się wczoraj bawiłaś.
Lily uśmiechnęła się lekko i zapytała:
            - Nie masz może czegoś na kaca?

~*~

Droga J., domyślam się, że nie chcesz słuchać tylko o moim życiu. Merlin mi świadkiem, że nawet tak pewna siebie osoba jak ja za nic w świecie by Cię do tego nie zmusiła. Za pewne chcesz posłuchać o Jamesie. Przedstawię Ci teraz wydarzenia z lipca 2030 roku które moim zdaniem by cię zainteresowały. Szczerze powiedziawszy, wszyscy wiedzieliśmy, że James i Alice to świetna i bardzo dobrze dobrana para. Nikt się chyba nie spodziewał, że aż tak.
           
Alice kochała poranki. Było w nich coś magicznego i niesamowitego. Budzenie się obok Jamesa Pottera potrafiło odebrać dech w piersiach. Kobieta przewróciła się na bok i uśmiechnęła się na widok śpiącej twarzy mężczyzny. Jego włosy zawadiacko opadały mu na czoło.
            - Przestań się gapić Longbottom.
Na ustach Alice wykwitł wesoły uśmieszek. James niczego się nie spodziewając został zaatakowany łaskotkami. Obrócił się na plecy i oplótł swoje ręce wokół tali swojej żony. Zanim się zorientowała obydwoje przeturlali się tak, że Potter znajdował się nad nią. Z wesołym uśmiechem chwycił jej nadgarstki i unieruchomił ręce nad głową.
            - Naprawdę? Po tylu latach nadal myślisz, że możesz ze mną wygrać?
James uniósł brwi pytająco, ale Alice uśmiechnęła się i powiedziała.
            - Zawsze.
Oplotła swoimi biodrami jego tors i przyciągnęła go do pocałunku. Z pogłębianiem pocałunków czuła jak uśmiech na ustach James wzrasta.
            Alice pamiętała czasy, gdy razem z małym Jimem ganiali ghule w okolicach Nory. Albo kiedy szukała go w tłumie podczas ceremonii przydziału. Pamiętała, że gdy tylko ruszyła w stronę stołu Gryffindoru to on wstał pierwszy by ją uściskać. Rok, w którym James poszedł do Hogwartu był najdłuższym czasem ich rozłąki. Byli najlepszymi przyjaciółmi odkąd obydwoje pamiętali. Ted był dla Jamesa starszym bratem, a Fred idealnym kompanem do dowcipów. Jednak to zdanie Alice zawsze miało dla niego największe znaczenie.
            Nigdy jednak nie spodziewała się zakochać w Jamesie Potterze. Pewnego dnia zaczęła dostrzegać wszystko inaczej. Każdy drobny szczegół nabrał nowego znaczenia. Zaczęła być zazdrosna o każdą osobę z którą tylko rozmawiał.
            Pamiętała też, gdy po wygranym meczu w Quidditach kłócili się na Błoniach. Obydwoje byli tak na siebie zdenerwowani, że potrzebowali chwili spokoju. Oczywiście miejsce gdzie odnajdywali spokój było tym samym miejscem dla nich obojga. Skończyło się gwałtownym pocałunkiem i niewyrównanymi oddechami.
            Nie mogła być szczęśliwsza, ze poślubiła swojego najlepszego przyjaciela.

~*~
            Alice stała w biurze w założonymi rękami i przyglądała się z góry swojemu szefowi. Sytuacja powoli wymykała się spod kontroli.
            - Panie Potter z całym szacunkiem, ale to co chce pan zrobić jest-
Alice zaczęła wymachiwać rękami próbując znaleźć odpowiednie słowa.
            - Tak się nie robi.
            - Alice – powiedział spokojnie Harry i wstał zza swojego biurka – Nie wydaje mi się-
            - Tak, tak, jest twoją córką, ja nie mam pojęcia o takich sprawach bo przecież nie mam dzieci, ale do jasnej cholery nie możesz jej ściągnąć w taki sposób!
Alice stała podenerwowana zaciskając usta. Harty przyglądał jej się w milczeniu znad swoich okularów. Czekała na jakąś reprymendę, cokolwiek. Jej teść tylko westchnął i przeczesał włosy dłonią.
            - Harry – powiedziała opanowując się – Jeśli zrobisz to w ten sposób Lily nigdy ci nie wybaczy.

~*~

Alice siedziała na fotelu i patrzyła na Teda Lupina z zaciekawieniem. Mężczyzna pozostawał jednak nieugięty pod spojrzeniem jej brązowych oczu. Splotła ręce na kolanach i czekała na jakąkolwiek rekcję z jego strony.
- Skończ z tym Alice – powiedział po chwili milczenia i oparł twarz na dłoni – To do niczego cię nie doprowadzi.
- Chce tylko wiedzieć co wydarzyło się dwudziestego siódmego lipca. Nie tylko ze względu na to, że po tym wydarzeniu Lily zmieniła się nie do poznania aż w końcu uciekła Merlin wie gdzie! – Alice nachyliła się w stronę mężczyzny – Ale też dlatego, że jako twoja przełożona czuje się za to odpowiedzialna. I Harry, sam dobrze wiesz jaką daję nam taryfę ulgową bo jesteśmy jego rodziną. W końcu zacznie to z ciebie wyciągać, zacznie drążyć ten temat.
Ted pokręcił tylko głową i wstał z fotela.
- Wtedy powtórzę mu dokładnie to samo co powiedziałem za pierwszym razem. Myślę, że powinnaś już iść Alice.
Kobieta wstała ze swojego miejsca i spojrzała na Lupina z niedowierzaniem.
- Nie wiem dlaczego, prosta misja przerodziła się w coś takiego. Nie wiem co dokładnie się stało wtedy pod filarami, ale zamierzam się tego dowiedzieć. Nie obchodzi mnie czy mi pomożesz czy nie. Jeśli w jakiś sposób zagraża to mojej rodzinie i przyjaciołom, muszę to powstrzymać.

~*~

Sama widzisz J., Alice zaczęła badać tę sytuację. Wiedziałam, że jak tylko poczuje się lepiej to od razu zabierze się do działania. Żałuję, że nie mogłam z nią być, kiedy dochodziła do zdrowia po wypadku. Od zawsze traktowałam ją jak kogoś w rodzaju siostry. Była z poza rodziny i to sprawiało, że nigdy nie czułam się taka zobowiązana by ją lubić czy tolerować. Zawsze kochałam Alice z wyboru. Dlatego byłam tak niesamowicie szczęśliwa kiedy ona i James wreszcie zaczęli się spotykać.
Ale przecież sama to dobrze wiesz.


Lily potrzebowała kilku głębszych by uświadomić sobie dlatego w pierwszej kolejności sięgała ostatnio po flaszkę. Głęboko w sobie próbowała stłumić wszystkie uczucia od tej ciepłej lipcowej nocy. Na dnie serca ukryła jakiekolwiek emocje. A alkohol jej w tym pomagał. Dawał jej wolność od myśli, której potrzebowała, której pragnęła.
            - Miałaś rację – powiedział odstawiając szklankę na blat baru.
Savannah zaśmiała się lekko i spojrzała w bok na towarzyszkę.
            - Znam cię od tygodnia i ani razu podczas naszych rozmów nie byłaś trzeźwa. Zawsze rozpoczynasz tak znajomości?
            - Mam ci przypomnieć, że to ty dzisiaj zaprosiłaś mnie na drinka?
            - Nie. Ja powiedziałam, że jesteś mi coś winna za przywleczenie twojego dupska do domu, nie mówiłam nic o alkoholu.
Lily wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
            - W takim razie było wskazać miejsce bez tak dobrych drinków.
Kobieta zaśmiała się i sięgnęła po przekąski.
            - Będę pamiętać na przyszłość.
Lily nie podobało się to, że topi swoje serce w alkoholu jednak wolała udawać, że nie dostrzega jak nisko się stacza. Skupiła się na tych codziennych czynnościach, które miała wykonywać teraz w nowym biurze aurorów. Pracowała ich tam zaledwie garstka, a Los Angeles należało do miasta które nie spało.
            - Abstrahując od mojej relacji z alkoholem, bardzo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o tobie.
            - Myślałam, że kiedy rano szłaś do pracy byłaś na tyle trzeźwa by pojąc znaczenie moich słów. Jakim cudem teleportowałaś się do biura, jeśli miałaś problem z interpretacją jednego zdania?
Lily parsknęła śmiechem, ale nic nie odpowiedziała. W zamian zagadnęła barmana o dwa kolejne piwa i rzuciła krótkie spojrzenie na Savannah. Wiedziała już, że temat jej pochodzenia nie jest przeznaczony do poruszania w rozmowie. Panna Potter zaakceptowała to kwiknięciem głowy. Szanowała sekrety innych ludzi, w końcu sama miała ich całkiem sporą kolekcję.
            - Mam nadzieję, że dzisiaj nie doprowadzisz się do takiego stanu, że będę musiała pomóc znaleźć ci drogę powrotną. Bo, powiem ci, że nie wyglądasz, ale naprawdę ciężko wnosi się ciebie na poddasze – powiedziała Savannah i wzięła łyk piwa.
            - Tyle lat grania  w quidditcha musi się na coś przydać, prawda? – zapytała Lily z uśmiechem znad swojej butelki. Nie wiedzieć czemu, ale bardzo polubiła sobie towarzystwo Sav. Spędzanie z nią czasu, odkąd tutaj przyjechała stało się jej małym zwyczajem. Dziewczyna miała w sobie coś intrygującego, co przyciągało Lily Lunę. Potter jednak wiedziała, że zawsze przyciągały ją kłopoty. Savannah Gray w swojej skórzanej kurtce z rękami pokrytymi tatuażami wyglądała właśnie jak ktoś taki.
            - Więc – zaczęła po chwili Sav – znudził ci się deszczowy Londyn i postanowiłaś przeprowadzić się do mnie deszczowego, ale za to dużo brudniejszego Los Angeles?
            - Mniej więcej – odpowiedziała Lily lekko się kiwając, po czy zwróciła swoją twarz w stronę rozmówczyni – Nie jest tu wcale aż tak bróbno.
            - Jesteś tu dopiero tydzień – powiedziała ze zwątpieniem szatynka. Potter tylko machnęła butelką wyrażając aprobatę. – Na twoim miejscu wybrałabym Nowy Jork.
            - Podoba mi się tutaj.
            - Jeśli dalej będziesz tak siebie traktować, to zaczniesz tutaj naprawdę pasować. Mam wrażenie, że to miasto wychowało trzy razy więcej pijaków niż każde inne.
            - Naprawdę widać, że jestem z Anglii? – zapytała po chwili namysłu Lily, zmieniając temat.
            - Po pierwsze masz charakterystyczny akcent. A po drugie masz na nazwisko Potter.

            - Kurwa.

3 komentarze:

  1. Hej, wpadłam na Twojego bloga przez Stowarzyszenie Harryego Pottera :D Przeczytałam rozdział i uważam że masz dobry poziom i zadatki na to, żeby pisać jeszcze lepiej c: Wiadomo, przecież każdy dąży do doskonałości.
    Wychwyciłam w Twoim tekście parę błędów takich jak pozjadane lub pododawane bądź przestawione w wyrazie literki. Jeśli np. nie masz czasu sprawdzać rozdziału przed publikacją to możesz się zaopatrzyć w betę, to fajna sprawa c: Niektóre określenia są trochę niepasujące, np. "śpiąca twarz mężczyzny". Można było napisać, że Alice uśmiechnęła się na widok spokojnej twarzy śpiącego mężczyzny albo po po prostu na widok śpiącego mężczyzny. Od razu lepiej brzmi c:
    Masz też kilka powtórzeń, które łatwo poprawić.
    Podoba mi się natomiast fragment ze wspomnieniami szkolnymi Alice. Ładnie to opisałaś c:
    Pomiędzy dialogami mogłabyś wstawiać jakieś dłuższe opisy reakcji jednej postaci na wypowiedź drugiej. Wiesz, żeby to nie było tylko "rzekł", "odparła", "przytaknął" xD
    Ogólnie rozdział wywarł na mnie pozytywne wrażenie, chociaż jeśli chodzi o Lily to mierzi mnie to, że jest taka pewna siebie i pyszna c:
    Jestem ciekawa kolejnego rozdziału :)
    Życzę weny i zapraszam do siebie,
    poznyluty
    www.tale-as-old.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dziękuję za komentarze i za porady w nim zawarte. :)
      Wiem, że robię błędy i ciągle poszukuję bety, jednak niestety bez żadnego skutku.

      Usuń
  2. Folgują sobie z imprezkami w tym Twoim opowiadaniu! :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine