Droga J.!
Sama widzisz jak to wszystko jest popaprane.
Poczekaj tylko aż opowiem Ci co stało się potem. Wydawało mi się, że nie może
to już być bardziej powalone. W sensie, spójrzmy prawdzie w oczy, jakie miałam
szansę spotkać charłaka? Żadne. Nie wiem czy to głupie szczęście, czy los płata
mi figle.
Tęsknię za Tobą. I szukam Ciebie w każdym kogo
spotkam J.
~*~
Lily
Luna weszła do biura w przejściu wpadając na jakiegoś wysokiego mężczyznę.
Wymamrotała ciche przepraszam i ruszyła do biurka przy którym dostrzegła
tabliczkę ze swoim nazwiskiem. Gdy tylko usiadła zorientowała się, że coś było
nie w porządku. Dostrzegła rozbawione spojrzenie kobiety, która wczoraj wręczyła
jej rozpiskę obowiązków.
-
Panna Potter jak mniemam zaszczyciła nas dzisiaj swoja obecnością.
Lily
przełknęła ślinę i spojrzała na mężczyznę który stał teraz przed jej miejscem
pracy.
- Myślałam, że gustownie jest
spóźnić się tutaj parę minut – odpowiedziała obojętnym tonem i rozparła się
wygodniej na krześle.
Matka zawsze
jej powtarzała, że przez niewyparzony język kiedyś ktoś rzuci w nią jakąś
poważną klątwą. Lily Luna jednak nigdy zbytnio się tym nie przejmowała. Była
świetna z zaklęć i uroków, więc mogli próbować. Ale na palcach jednej ręki
potrafiła zliczyć osoby które miałby z nią jakiekolwiek szanse w pojedynku.
Skromność nigdy nie należała do jej mocnych cech.
Mężczyzna położył ręce na biurku i
nachylił się w jej stronę. Nie spuszczał spojrzenia z jej brązowych oczu. Nie
wiedział jednak, że Lily nigdy nie opuszczała wzorku. Była na to zbyt dumna i
próżna.
- Następnym razem radziłbym bardziej
uważać.
Lily
uśmiechnęła się i skinęła lekko głową.
- Oczywiście.
Jedyne o czym
wtedy myślała to mikstura na ból głowy. Wszystkie dźwięki zdawałby się być
dziesięć razy głośniejsze niż normalnie. Od czasu imprezy z okazji ukończenia
Hogwartu nie upiła się tak jak wczoraj. Jak bardzo zaczęła się staczać od tego
momentu?
Reszta
przemowy jej nowego szefa gdzieś jej umknęła, a sama zajęła się rozglądaniem w
około. Oprócz Niny, którą miała przyjemność poznać wczoraj znajdowała się tutaj
jeszcze jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Każdy z nich wydawała się jej starszy
od niej. Nic dziwnego, pomyślała, zważywszy na fakt, że prawie nic się tutaj
nie dzieje.
Kiedy tylko szef opuścił
pomieszczenie Lily ziewnęła, czym przyciągnęła uwagę Niny.
- Widzę, że dobrze się wczoraj
bawiłaś.
Lily
uśmiechnęła się lekko i zapytała:
- Nie masz może czegoś na kaca?
~*~
Droga J., domyślam się, że nie chcesz słuchać tylko
o moim życiu. Merlin mi świadkiem, że nawet tak pewna siebie osoba jak ja za
nic w świecie by Cię do tego nie zmusiła. Za pewne chcesz posłuchać o Jamesie.
Przedstawię Ci teraz wydarzenia z lipca 2030 roku które moim zdaniem by cię
zainteresowały. Szczerze powiedziawszy, wszyscy wiedzieliśmy, że James i Alice
to świetna i bardzo dobrze dobrana para. Nikt się chyba nie spodziewał, że aż
tak.
Alice
kochała poranki. Było w nich coś magicznego i niesamowitego. Budzenie się obok
Jamesa Pottera potrafiło odebrać dech w piersiach. Kobieta przewróciła się na
bok i uśmiechnęła się na widok śpiącej twarzy mężczyzny. Jego włosy zawadiacko
opadały mu na czoło.
- Przestań się gapić Longbottom.
Na ustach
Alice wykwitł wesoły uśmieszek. James niczego się nie spodziewając został
zaatakowany łaskotkami. Obrócił się na plecy i oplótł swoje ręce wokół tali
swojej żony. Zanim się zorientowała obydwoje przeturlali się tak, że Potter
znajdował się nad nią. Z wesołym uśmiechem chwycił jej nadgarstki i
unieruchomił ręce nad głową.
- Naprawdę? Po tylu latach nadal
myślisz, że możesz ze mną wygrać?
James uniósł
brwi pytająco, ale Alice uśmiechnęła się i powiedziała.
- Zawsze.
Oplotła swoimi
biodrami jego tors i przyciągnęła go do pocałunku. Z pogłębianiem pocałunków
czuła jak uśmiech na ustach James wzrasta.
Alice pamiętała czasy, gdy razem z
małym Jimem ganiali ghule w okolicach Nory. Albo kiedy szukała go w tłumie
podczas ceremonii przydziału. Pamiętała, że gdy tylko ruszyła w stronę stołu
Gryffindoru to on wstał pierwszy by ją uściskać. Rok, w którym James poszedł do
Hogwartu był najdłuższym czasem ich rozłąki. Byli najlepszymi przyjaciółmi
odkąd obydwoje pamiętali. Ted był dla Jamesa starszym bratem, a Fred idealnym
kompanem do dowcipów. Jednak to zdanie Alice zawsze miało dla niego największe
znaczenie.
Nigdy jednak nie spodziewała się
zakochać w Jamesie Potterze. Pewnego dnia zaczęła dostrzegać wszystko inaczej.
Każdy drobny szczegół nabrał nowego znaczenia. Zaczęła być zazdrosna o każdą
osobę z którą tylko rozmawiał.
Pamiętała też, gdy po wygranym meczu
w Quidditach kłócili się na Błoniach. Obydwoje byli tak na siebie zdenerwowani,
że potrzebowali chwili spokoju. Oczywiście miejsce gdzie odnajdywali spokój
było tym samym miejscem dla nich obojga. Skończyło się gwałtownym pocałunkiem i
niewyrównanymi oddechami.
Nie mogła być szczęśliwsza, ze
poślubiła swojego najlepszego przyjaciela.
~*~
Alice stała w biurze w założonymi
rękami i przyglądała się z góry swojemu szefowi. Sytuacja powoli wymykała się
spod kontroli.
- Panie Potter z całym szacunkiem,
ale to co chce pan zrobić jest-
Alice zaczęła
wymachiwać rękami próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Tak się nie robi.
- Alice – powiedział spokojnie Harry
i wstał zza swojego biurka – Nie wydaje mi się-
- Tak, tak, jest twoją córką, ja nie
mam pojęcia o takich sprawach bo przecież nie mam dzieci, ale do jasnej cholery
nie możesz jej ściągnąć w taki sposób!
Alice stała
podenerwowana zaciskając usta. Harty przyglądał jej się w milczeniu znad swoich
okularów. Czekała na jakąś reprymendę, cokolwiek. Jej teść tylko westchnął i
przeczesał włosy dłonią.
- Harry – powiedziała opanowując się
– Jeśli zrobisz to w ten sposób Lily nigdy ci nie wybaczy.
~*~
Alice
siedziała na fotelu i patrzyła na Teda Lupina z zaciekawieniem. Mężczyzna
pozostawał jednak nieugięty pod spojrzeniem jej brązowych oczu. Splotła ręce na
kolanach i czekała na jakąkolwiek rekcję z jego strony.
-
Skończ z tym Alice – powiedział po chwili milczenia i oparł twarz na dłoni – To
do niczego cię nie doprowadzi.
-
Chce tylko wiedzieć co wydarzyło się dwudziestego siódmego lipca. Nie tylko ze
względu na to, że po tym wydarzeniu Lily zmieniła się nie do poznania aż w
końcu uciekła Merlin wie gdzie! – Alice nachyliła się w stronę mężczyzny – Ale
też dlatego, że jako twoja przełożona czuje się za to odpowiedzialna. I Harry,
sam dobrze wiesz jaką daję nam taryfę ulgową bo jesteśmy jego rodziną. W końcu
zacznie to z ciebie wyciągać, zacznie drążyć ten temat.
Ted
pokręcił tylko głową i wstał z fotela.
-
Wtedy powtórzę mu dokładnie to samo co powiedziałem za pierwszym razem. Myślę,
że powinnaś już iść Alice.
Kobieta
wstała ze swojego miejsca i spojrzała na Lupina z niedowierzaniem.
-
Nie wiem dlaczego, prosta misja przerodziła się w coś takiego. Nie wiem co
dokładnie się stało wtedy pod filarami, ale zamierzam się tego dowiedzieć. Nie
obchodzi mnie czy mi pomożesz czy nie. Jeśli w jakiś sposób zagraża to mojej
rodzinie i przyjaciołom, muszę to powstrzymać.
~*~
Sama widzisz J., Alice zaczęła
badać tę sytuację. Wiedziałam, że jak tylko poczuje się lepiej to od razu
zabierze się do działania. Żałuję, że nie mogłam z nią być, kiedy dochodziła do
zdrowia po wypadku. Od zawsze traktowałam ją jak kogoś w rodzaju siostry. Była
z poza rodziny i to sprawiało, że nigdy nie czułam się taka zobowiązana by ją
lubić czy tolerować. Zawsze kochałam Alice z wyboru. Dlatego byłam tak
niesamowicie szczęśliwa kiedy ona i James wreszcie zaczęli się spotykać.
Ale przecież sama to dobrze
wiesz.
Lily
potrzebowała kilku głębszych by uświadomić sobie dlatego w pierwszej kolejności
sięgała ostatnio po flaszkę. Głęboko w sobie próbowała stłumić wszystkie
uczucia od tej ciepłej lipcowej nocy. Na dnie serca ukryła jakiekolwiek emocje.
A alkohol jej w tym pomagał. Dawał jej wolność od myśli, której potrzebowała,
której pragnęła.
- Miałaś rację – powiedział
odstawiając szklankę na blat baru.
Savannah
zaśmiała się lekko i spojrzała w bok na towarzyszkę.
- Znam cię od tygodnia i ani razu
podczas naszych rozmów nie byłaś trzeźwa. Zawsze rozpoczynasz tak znajomości?
- Mam ci przypomnieć, że to ty
dzisiaj zaprosiłaś mnie na drinka?
- Nie. Ja powiedziałam, że jesteś mi
coś winna za przywleczenie twojego dupska do domu, nie mówiłam nic o alkoholu.
Lily wzruszyła
ramionami i odpowiedziała:
- W takim razie było wskazać miejsce
bez tak dobrych drinków.
Kobieta
zaśmiała się i sięgnęła po przekąski.
- Będę pamiętać na przyszłość.
Lily nie
podobało się to, że topi swoje serce w alkoholu jednak wolała udawać, że nie
dostrzega jak nisko się stacza. Skupiła się na tych codziennych czynnościach,
które miała wykonywać teraz w nowym biurze aurorów. Pracowała ich tam zaledwie
garstka, a Los Angeles należało do miasta które nie spało.
- Abstrahując od mojej relacji z
alkoholem, bardzo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o tobie.
- Myślałam, że kiedy rano szłaś do
pracy byłaś na tyle trzeźwa by pojąc znaczenie moich słów. Jakim cudem
teleportowałaś się do biura, jeśli miałaś problem z interpretacją jednego zdania?
Lily parsknęła
śmiechem, ale nic nie odpowiedziała. W zamian zagadnęła barmana o dwa kolejne
piwa i rzuciła krótkie spojrzenie na Savannah. Wiedziała już, że temat jej
pochodzenia nie jest przeznaczony do poruszania w rozmowie. Panna Potter
zaakceptowała to kwiknięciem głowy. Szanowała sekrety innych ludzi, w końcu
sama miała ich całkiem sporą kolekcję.
- Mam nadzieję, że dzisiaj nie
doprowadzisz się do takiego stanu, że będę musiała pomóc znaleźć ci drogę
powrotną. Bo, powiem ci, że nie wyglądasz, ale naprawdę ciężko wnosi się ciebie
na poddasze – powiedziała Savannah i wzięła łyk piwa.
- Tyle lat grania w quidditcha musi się na coś przydać, prawda?
– zapytała Lily z uśmiechem znad swojej butelki. Nie wiedzieć czemu, ale bardzo
polubiła sobie towarzystwo Sav. Spędzanie z nią czasu, odkąd tutaj przyjechała
stało się jej małym zwyczajem. Dziewczyna miała w sobie coś intrygującego, co
przyciągało Lily Lunę. Potter jednak wiedziała, że zawsze przyciągały ją
kłopoty. Savannah Gray w swojej skórzanej kurtce z rękami pokrytymi tatuażami
wyglądała właśnie jak ktoś taki.
- Więc – zaczęła po chwili Sav –
znudził ci się deszczowy Londyn i postanowiłaś przeprowadzić się do mnie
deszczowego, ale za to dużo brudniejszego Los Angeles?
- Mniej więcej – odpowiedziała Lily
lekko się kiwając, po czy zwróciła swoją twarz w stronę rozmówczyni – Nie jest
tu wcale aż tak bróbno.
- Jesteś tu dopiero tydzień –
powiedziała ze zwątpieniem szatynka. Potter tylko machnęła butelką wyrażając
aprobatę. – Na twoim miejscu wybrałabym Nowy Jork.
- Podoba mi się tutaj.
- Jeśli dalej będziesz tak siebie
traktować, to zaczniesz tutaj naprawdę pasować. Mam wrażenie, że to miasto
wychowało trzy razy więcej pijaków niż każde inne.
- Naprawdę widać, że jestem z
Anglii? – zapytała po chwili namysłu Lily, zmieniając temat.
- Po pierwsze masz charakterystyczny
akcent. A po drugie masz na nazwisko Potter.
- Kurwa.
Hej, wpadłam na Twojego bloga przez Stowarzyszenie Harryego Pottera :D Przeczytałam rozdział i uważam że masz dobry poziom i zadatki na to, żeby pisać jeszcze lepiej c: Wiadomo, przecież każdy dąży do doskonałości.
OdpowiedzUsuńWychwyciłam w Twoim tekście parę błędów takich jak pozjadane lub pododawane bądź przestawione w wyrazie literki. Jeśli np. nie masz czasu sprawdzać rozdziału przed publikacją to możesz się zaopatrzyć w betę, to fajna sprawa c: Niektóre określenia są trochę niepasujące, np. "śpiąca twarz mężczyzny". Można było napisać, że Alice uśmiechnęła się na widok spokojnej twarzy śpiącego mężczyzny albo po po prostu na widok śpiącego mężczyzny. Od razu lepiej brzmi c:
Masz też kilka powtórzeń, które łatwo poprawić.
Podoba mi się natomiast fragment ze wspomnieniami szkolnymi Alice. Ładnie to opisałaś c:
Pomiędzy dialogami mogłabyś wstawiać jakieś dłuższe opisy reakcji jednej postaci na wypowiedź drugiej. Wiesz, żeby to nie było tylko "rzekł", "odparła", "przytaknął" xD
Ogólnie rozdział wywarł na mnie pozytywne wrażenie, chociaż jeśli chodzi o Lily to mierzi mnie to, że jest taka pewna siebie i pyszna c:
Jestem ciekawa kolejnego rozdziału :)
Życzę weny i zapraszam do siebie,
poznyluty
www.tale-as-old.blogspot.com
Hej! Dziękuję za komentarze i za porady w nim zawarte. :)
UsuńWiem, że robię błędy i ciągle poszukuję bety, jednak niestety bez żadnego skutku.
Folgują sobie z imprezkami w tym Twoim opowiadaniu! :D
OdpowiedzUsuń