20 wrz 2016

Rozdział 4: Gasnące światła

Droga J.
Te wyprawy z pracownikami Ministerstwa są naprawdę cholernie nudne. Na mojej pierwszej misji mieliśmy zbadać teren jakiejś starej mugolskiej posiadłości. Spędziliśmy tam całe popołudnie, jak oni przeprowadzali te swoje abra kadabra i wróciliśmy z niczym. Muszę przyznać, że ciągnęło się to za nami ponad miesiąc. Dopiero pod koniec października udało nam się odnaleźć to czego tego tak zawzięcie szukali, a mianowicie jakiś stary, zaklęty magicznie medalion należący do czarownicy, która przeklęła go, gdy jej dziecko zmarło. Nikt jednak nie wie jaka to klątwa i oprócz tego, że wykryły go czujniki ministerstwa, to nie robi nic złego. 
Dzisiaj wypada noc duchów. Pamiętam, że  w Hogwarcie uwielbiałaś Halloween.

Siedziała na swoim materacu, plecami oparta o ścianę. Obok niej była Savannah, która właśnie zajmowała się otwieraniem drugiej butelki wina. Lily obracała w dłoni kieliszek.
- Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo posmakuje mi mugolski alkohol.
Panna Potter powoli przyzwyczajać się do Los Angeles. Polubiła wieczorne spacery ulicami, oraz pstrokate witryny sklepów. Całe to ruchliwe życie tutaj stało się dla niej swego rodzaju wybawieniem. W dźwiękach samochodów, w krzykach przechodnich powoli na nowo się odbudowywała.
            - Jest całkiem niezły, choć ciężko dorównać Miodowemu Piwu w Trzech Miotłach.
Lily zerknęła na nią z ukosa i wypiła duży łyk ze swojego kieliszka, po czym na powrót utkwiła spojrzenie w Savannah.
            - Jestem ciekawa. Jestem tak cholernie ciekawa.
Sav wywróciła oczami i nalała jej kolejną lampkę oraz dopełniła swoją szklankę, a butelkę odstawiła nad nie, na parapet.
            - Opowiedz mi swoją historię, proszę – powiedziała Lily cichym głosem, pełnym zainteresowania.
            - Moja matka urodziła się w Meksyku, jednak w wieku siedmiu lat wraz z rodzicami przeprowadziła się do Londynu, z uwagi na pracę dziadka w brytyjskim Ministerstwie Magii jako Ambasador południowo amerykańskich czarodziei. W wieku jedenastu lat dostała list z Hogwartu i domyślasz się reszty historii. Poznała tam przystojnego czarodzieja, wzięli ślub, urodziło im się pierwsze dziecko, po paru drugie trzecie, aż w dwa tysiące ósmym na świat przyszłam ja. I okazałam się być największym możliwym zawodem.
            - Jesteś charłakiem – powiedziała cicho Lily, na co Savannah przytaknęła głową.
            - A oni nigdy się z tym nie pogodzili. Nigdy nie dostałam swojego listu do Hogwartu. Pamiętam, jak moje rodzeństwo się cieszyło, gdy otrzymali swoje.
            - Co było potem?
            - Oczywiście, od kiedy byłam mała i nie wykazywałam żadnych zdolności magicznych, to już wtedy posyłali mnie do mugolskich szkół. Mimo wszystko lubiłam tam chodzić. Do szesnastego roku życia uczyłam się w Edynburgu. Jednego dnia wyjechałam to Los Angeles nie mówiąc im nic.
            - Nikt nigdy cię nie szukał? Przecież miałaś tylko szesnaście lat. Jak udało ci się odnaleźć w świecie mugoli?
            - Kiedy jeszcze mieszkałam w Szkocji, nawiązałam parę szczególnie przydatnych znajomości. Nie zawsze działałam zgodnie z prawem, by zdobyć to czego chciałam. Niestety mam talent do zamków, że każdy się przede mną otwiera. Udało mi się uzbierać przez to pewną sumę i kupić fałszywe dokumenty. Przyleciałam tu, wynajęłam apartament. Uczyłam się sama trochę, potem poszłam, z tymi podrobionymi dokumentami, na kalifornijski uniwersytet i na razie robię sobie życiową przerwę pracując w zwykłym barze.
            Lily złamała ją za rękę i uśmiechnęła się w stronę dziewczyny.
            - Przykro mi z powodu twoich rodziców i rodzeństwa Sav, albo jak inaczej mam cię nazywać?
            - Zostańmy przy Sav – odpowiedziała lekko dziewczyna i posłała rudowłosej lekki uśmiech.

Po połowie drugiej butelki Savannah zasnęła zwinięta w kłębek na materacu obok Lily. Panna Potter leżała jednak nie mogąc zasnąć i wpatrywała się w sufit. Spojrzała z ukosa na zegarek ustawiony na jej biurku. Było piętnaście po północy. Wiedziała, że musi jutro rano wstać do pracy, więc spotkały się z Sav już po południu by świętować magiczną noc duchów. Dziewczyna nie mogła być szczęśliwsza, że w tej całej plątaninie swojego życia odnalazła Savannah.
Cicho, by nie obudzić brunetki wstała z materaca. Idąc przez pokój zgarnęła swoją różdżkę oraz czarną, skórzaną kurtkę wiszącą na wieszaku. Jak najciszej otworzyła dziwi i wyszła przez próg, zamykając za sobą mieszkanie.
Wzięła głęboki oddech i starała się okiełznać swój umysł. Po cichu otworzyła lokum na drugim piętrze i przeszła przez próg tonąc w ciemnościach. Dotarła do salonu, w którym stał ceglasty kominek. Ostrożnie weszła do środka i wyjęła z kieszeni woreczek z proszkiem fiuu. Tylko delikatny szum i lekkim rozbłysk towarzyszył znikaniu Lily Potter z Los Angelese. 

Dolinę Godryka przywitała ją chłodem. Lily otuliła się ramionami i rozejrzała w dookoła. Cmentarzy wydawał się opuszczony o tej godzinie. Dziewczyna ostrożnie ruszyła wzdłuż alejek. Wiedziała, że kilometr dalej w jej rodzinnym domu na pewno zebrali się goście. Pewnie James wraz z Alice siedzieli przed kominkiem i rozprawiali z ich matką o ostatnich wydarzeniach w Quidditchu. Prawdopodobnie pojawiła się też Hermiona wraz z Ronem oraz Hugo i Rose. Domyślała się, że musi być tam również i Teddy. Na tę myśl pokręciła głową i skupiła się na nazwiskach zdobiących nagrobki, które mijała.
Kiedy była mała lubiła uczyć się ich na pamięć. Kojarzyła ile osób, ile historii dzieli je od zobaczenia dziadków.
            Grób Potterow przyozdobiony był różnymi wiązankami. W rocznice śmierci zawsze odwiedzało ich wiele osób. Czasami nawet nie z rodziny, tylko czarodzieje, oddający cześć bohaterom. Usiadła na małej ławeczce i wyczarowała na nagrobku mały bukiet z lilii. Spojrzała z ukosa na trzy inne groby. Jeden duży, w którym spoczywał Remus wraz z Tonks oraz mniejsze dla upamiętnienia Syriusza i jego brata Regulusa. Lily zamyśliła się, wiele osób, po wojnie było zdziwionych decyzja jej ojca o postawieniu pomnika młodszemu z Blacków. Kiedy wiele lat później go o to zapytała, opowiedział jej o odważnym czarodzieju, który odkrył sekret Voldmerota i umarł próbując go powstrzymać mając zaledwie osiemnaście lat.
            Lily wyczarowała po lilii na każdy nagrobek i schowała różdżkę do kieszeni kurtki. Zagryzła dolną wargę i pustym wzrokiem wpatrywała się w nazwiska wyryte na marmurze.
            Zawsze uważała, że jej ojciec starał się jak mógł, ale nadal kładł na nich dużą presję. Szczególnie na Albusie, który ciężko przeżywał to wszystko. Lily zawsze nie umiała opisać wdzięczności do Scorpiusa, za to, że był jedną osobą, która trzymała jej brata przez kompletnym zapadnięciem się w ciemność. Ani Lily ani James nigdy nie potrafili dotrzeć w taki sam sposób do Ala.
            - Przykro mi, że nigdy nie mogłam was poznać – powiedziała szeptem, który poniósł się po cmentarzy wraz z wiatrem – I przykro mi, jeśli kiedykolwiek was zawiodłam.
Wstała z ławeczki i spojrzała  w stronę jednego z grobów.
            - Gdybyś tylko tu był, może powiedziałbyś mi, jak mam sobie z tym wszystkim poradzić, bo czasami myślę, że z dnia na dzień tylko coraz bardziej zapadam się w bezdenną otchłań.
Odpowiedziała jej tylko głucha cisza, a ona zamknęła oczy i ruszyła w stronę kościoła. Wróciła do Los Angeles, które przywitało ją swoimi światłami i głośnymi dźwiękami.

*&*

Hugo stał oparty plecami o blat stołu. W dłoni trzymał kubek z gorącą herbatą. Jego rozmówca wydawał się już lekko podenerwowany jednak młody Weasley nieugięcie podziwiał kształt fusów spoczywających na dnie naczynia.
- Nie powiedziała mi o tym – mruknął nie podnosząc wzroku na Harry’ego Pottera – Ale nawet gdyby mi powiedziała wujku, trzymałbym to w sekrecie. Tak zachowują się przyjaciele. I ja również chce wiedzieć gdzie się znajduje i czy jest bezpieczna, ale może tego właśnie jej na razie trzeba. W końcu wszyscy dobrze wiemy, że Lily Luna to uosobienie rebelii, ognia nie do okiełznania. Zrobi co uważa za słuszne.
Mówiąc to Hugo uchwycił niebieskie oczy Teda Lupina wpatrujące się w niego z kanapy w salonie. Posłał mu zawadiacki uśmiech i wrócił spojrzeniem do Harry’ego.
- Wszystko wiąże się z tą misją aurorów o której każdy milczy. Lily przed czymś ucieka, my po prostu jeszcze nie wiemy przed czym. I może po prostu jeszcze nie wiemy, że sami powinniśmy uciekać, gdzieś cholernie daleko.
Z tymi słowami Hugo skierował się do salonu, gdzie pozostali goście Potterów rozsiadali się wygodnie na sofach. Chłopak zajął miejsce obok swojej matki i upił łyk ciepłego napoju.
Nigdy nie przepadał za tematami poruszanymi na rodzinnych spotkaniach, jednak tak rzadko miał ostatnio okazję spotkać się z tymi ludzi, że nie narzekał.
- Jak idzie pisanie nowej książki Hugo? – zapytał znienacka Ted, wyrywając go ze wszystkich myśli.
- Musiałem na razie odłożyć ten temat  i zająć się reportażem poruszającym kwestie mugolskiej medycyny w sposobach leczenia stosowanych przez czarodziei. Musze powiedzieć, że to naprawdę ciekawy temat i warty uwagi.
- Ale wymaga dużo więcej pracy niż pisanie fikcji, bo nie można wszystkiego wyssać z palca – zauważył James, który siedział na dywanie przed kominkiem trzymając w dłoni dłoń Alice.
- Dziękuję za tę uwagę James, jednak obawiam się, że pisanie, nawet i fikcji jest bardziej wyczerpujące niż latanie w koło na miotle.
Hugo uwielbiał swoje życie. Uwielbiał miejsca jakie zwiedził po ukończeniu Hogwartu. W swoim sercu długo nosił piękne krajobrazy Greckich plaż oraz wspaniałą infrastrukturę Dubaju. Przelewał swoje doświadczenie na kartki pergaminu. Spisywał historię które usłyszał i obracał je w cudowne słowa. Budował charaktery i burzył królestwa. Pisanie fantastyki było czymś co zawsze uwielbiał. Czymś, czemu poświęcił swoje życie.
- Pamiętaj, jeśli kiedyś będziesz potrzebował kogoś by nauczył cię czytać, myślę, że zdobędę czas pomiędzy wysysaniem bzdur z palca, a zarabianiem galoenów, żeby cię nauczyć. Czego się nie robi dla rodziny – mrugną do swojego brata ciotecznego i radośnie się uśmiechną.
- Jak widać pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają – zauważyła Ginny z uśmiechem.
- Hugo, to byłby zaszczyt uczyć się tej sztuki od ciebie, ale nie wiem czy sprostałbyś wyzwaniu – odparł James i wzruszył ramionami, lekko się uśmiechając.
- Zawsze możemy to sprawdzić.

*&*

Droga J. Muszę powiedzieć, że oni wszyscy wtedy bali się o mnie. Wcale się im nie dziwię. W każdym razie dostawałam od nich mnóstwo listów, jednak odpisywałam tylko na te od wujka Georga. A uwielbiałam czytać te od Hugona. Scorpius co chwila wysyłał mi wyjce. Jedyne co w nich było to przeklinanie na moją osobą. Jednak muszę powiedzieć, że niezmiernie ucieszyłam się, gdy w jednym z nich zaznaczył, że Albus wraca na prostą. To chyba była jedna z najlepszych wiadomości ostatnich miesięcy. Ja jednak zawsze kibicowałam ich dwójce i jestem ciekawa, kiedy wreszcie zdecydują się na wykonanie odpowiedniego kroku. Przepraszam J., ale Albus i Scorpius mieli w sobie to coś, czego zawsze im zazdrościłam.
Znam Cie tyle lat, że wiem o kim chcesz usłyszeć.

Ted Remus Lupin stał i podziwiał księżyc błyszczący w oddali. Była pełnia, a on czuł mrowienie biegnące wzdłuż kręgosłupa. Nie był wilkołakiem jak jego ojciec, ale obawa przez księżycem na zawsze zakorzeniła się w sercu czarodzieja. Umiał jednak dostrzec jego piękno i majestat. Oraz to jak królował wśród nocy i gwiazd.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć? – zapytał, tonem ostrzejszym niż zamierzał i odwrócił się w stronę swojej rozmówczyni – Victorie – wymówił jej imię niemal z namaszczeniem, opanowując swój głos  - Wybaczyłem ci. Wybaczyłem ci, już w momencie kiedy mi o tym powiedziałaś. Nawet cię rozumiem. Byliśmy przyjaciółki odkąd pamiętam, zakochaliśmy się w sobie gdy miałaś czternaście lat na Merlina!  Tamtego wieczoru pokłóciliśmy się i to była w tym też moja wina i naprawę Tori wybaczyłem ci już wtedy, gdy pojawiłaś się z płaczem w moich drzwiach.
Ted podszedł do niej powoli. Jego dom osiadła w pół mroku. Gdzieś pod nimi słychać były szum ulicy Pokątnej. Ostatni czarodzieje odchodzili by udać się do swoich domów. Ale on stał, tonąc w ciemnościach  swojego mieszkania. Delikatnie odgarnął włosy z twarzy Victorie Weasley.
- Przykro mi, ale myślę, że żadne z nas tego nie potrzebuje– powiedział cicho.
Kobieta uśmiechnęła się i zacisnęła palce na jego prawej dłoni.
- Nadal jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół. Jest mi cholernie przykro, z powodu tego co zrobiłam Teddy i naprawdę chciałabym odbudować naszą relację, ale szanuje twoją decyzję. Tylko proszę, nie odtrącaj mnie jako swojego przyjaciela.
Jej głos odbijał się echem w jego głowie jeszcze wiele miesięcy później. Ted obiją ją ramionami i przycisną sobie do piersi. Vic objęła go w tali i powiedziała:
- Nie mam pojęcia co stało się podczas tej misji. Wiem, tylko że wstrząsnęło to tak Lily, że aż uciekła. Ale ty też tam byłeś Ted i znam cię i to, co się tam stało odcisnęło na tobie jakieś piętno. Możesz mi o tym opowiedzieć, jeśli potrzebujesz kogoś, kto cię wysłucha.
Ted wziął głęboki oddech i odsunął się od Vic na tyle, by spojrzeć w jej niebieskie oczy. Zagryzł delikatnie dolną wargę, zanim powiedział:
- A co, jeśli ciągle się myliliśmy? Co, jeśli nadchodzi kolejna wojna?
Vic nie ugięła się pod jego spojrzeniem, w zamian za to odpowiedziała:
- To znaczy, że stawiły jej czoła razem.
Wyrwała się z jego uścisku i podeszła do blatu w kuchni. Nalała wody do czajnika i zaparzyła herbatę. Siadając z dwoma kubkami, przy małym dębowym stole rzekła:
- Teraz możesz mi wszystko opowiedzieć. Od początku do końca.

 *&*

Praca była odstresowująca  i wymęczająca za jednym razem. Lubiła się w niej pogrążać i oddawać. Nie wybrała jednak miejsca, gdzie prawie nic nie działo nie bez powodu. Lily nie przeszkadzała papierkowa robota. Oraz nie miała nic przeciwko wyprawom i obstawom ludzi z ministerstwa w sprawie jakiś magicznych przedmiotów. Jednak, nie umiejąc się do tego nikomu przyznać, panikowała naprzeciwko innych czarodziejów.
Tak właśnie było teraz. Nina stała nad nią z wyciągniętą ręką. Lily kręciło się w głowie, a jej oddech był dziwnie przyśpieszony. Serce waliło jak oszalałe, a świat dokoła wirował.
            Nina krzyknęła tylko drętwota, a z jej różdżki wystrzelił czerwony snop światła. Jednak to wystarczyło, by Lily Luna nie zareagowała. Stała jak zamrożona, a przed oczami widziała znów scenę rozgrywającą się setki kilometrów stąd.

            Zaklęcia przelatywały obok jej głowy. Zielone smugi światłą dogrywały się na tyle ciemnej nocy. Nawet księżyc, tego dnia, zawstydzony schował się za chmurami. Nie spojrzała za siebie, by wiedzieć, kto ją osłania. Czuła jego obecność, na długo przed tym, zanim wskoczył na podwyższenie obok niej.
            Ted Remus Lupin pełen gracji, w fioletowej pelerynie stał odwrócony do niej plecami i ciskał zaklęcia w zamaskowanych ludzi za nią. Osłaniali się i wyczuwali swoje ruchy. Byli idealnie skoordynowanie. Każdy ich ruch pokrywał się ze sobą.
Obydwoje zrobili pół obroty w tym samym czasie, by uderzyć zaklęciem wrogów za swoimi plecami. Lily chybiła. O parę milimetrów. Jednak maska, maska przywodząca na myśl wojowników Czarnego Pana opadła z brzdękiem na podłogę. Słyszała ten dźwięk milion razy w swoim koszmarach.
         
   - Lily!
Potter wzięła głęboki oddech i uśmiała gwałtownie na materacu, mrugając oczami. Zdezorientowana spojrzała na Ninę i krzywo się uśmiechnęła:
            - Przepraszam, cholera jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, ale byłam taka rozkojarzona. Przez ostatnie dni jestem po prostu oszołomiona, myślę, że to po prostu przez to, że nigdy nie byłam tak daleko od domu.
Próbowała grać głupią, czasami to działało, czasami nie. Teraz po prostu chciała uniknąć rozmowy. Chciała zniknąć. Chciała zapaś się w swoją bezdenną ciemność, która powoli w niej narastała.
            - Tęsknisz za swoją rodziną?  - zapytała delikatnie Nina, gdy Lily, korzystając z jej pomocy, podniosła się z ziemi. Rudowłosa spojrzała wtedy głęboko w piwne oczy panny Watson i skłamała:

            - Bardzo. 





7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny masz styl, a i fabuła mnie zaciekawiła :D No i uwielbiam imię Savannah! Sama już kilkukrotnie w swoich opowiadaniach go używałam :D Poza tym, wybrałaś na bohaterów samych urodziwych aktorów, a że lubię ładnych ludzi to tym przyjemniej sie czyta :D A do tego wszystkie postaci przedstawiasz bardzo fajnie, widać że masz konkretną wizję na to opko. Na pewno wpadnę znowu :) Weny życzę i zapraszam do siebie! ;*
    rose-to-nie-rosie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :*
      Imię Savannah ma moim zdaniem jeszcze dwa fajne skróty i brzmi naprawdę świetnie, do tego jest dość niepopularne i rzadko spotykamy bohaterki z takim własnie imieniem.
      Uwielbiam czasami siąść i poszukać aktorów pasujących do wizji moich bohaterów. Jakoś mnie to odstresuje i od razu poprawia humor. :)

      Usuń
  2. Hm, w poprzednim komentarzu chyba zapomniałam wspomnieć o najważniejszej rzeczy. A mianowicie o tym, że bardzo podoba mi się czas, w którym osadziłaś akcję. Bo o dorosłym życiu dzieciaków z młodego pokolenia chyba naprawdę trudno coś znaleźć (zdarzyło mi się to z trzy razy w życiu). A przecież to otwiera tyle ciekawych ścieżek...
    I czyżby zapowiadała się kolejna wojna? Cholera, naprawdę uwielbiam wojenne wątki. Pałam do nich chorą miłością, chociaż często łamią serca.
    Listy do J. nadal są tajemnicze i klimatyczne. I przy tym pierwszym, podczas wspomnienia o Halloween, zaczęłam czuć się źle z tym, że moje ulubione święto wkrótce nadchodzi. A potem przypomniało mi się, że tej nocy umarli rodzice Harry'ego... Nawiązując do nich – później miała miejsce wizyta Lily na cmentarzu. To naprawdę okropne i gorzkie, że chociaż była tak blisko domu, to nie mogła tam wstąpić...
    Jeszcze wspomnę, że Savannah z rozdziału na rozdział zaczynam lubić coraz bardziej, a tytuły rozdziałów są bardzo ładne i wypadałoby też wspomnieć o fragmencie z Hugosiem, który mnie urzekł, bo a) to, że nie wydałby sekretów Lily, b) jest pisarzem! Hugo-pisarz! Matulu, w życiu bym na to nie wpadła, a przecież to takie g-e-n-i-a-l-n-e.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy właśnie zastanawiałam się nad stworzeniem opowiadania to rozważałam osadzenie Lily właśnie w czasach szkoły, ale jakoś pisanie o ludziach w Hogwarcie nie przyciąga mnie za bardzo. Dużo bardziej wole tworzyć o postaciach troszkę już starszych, z ukształtowanym bardziej charakterem i światopoglądem.
      Ja w sumie nigdy nie myślałam szczególnie o Hugonie, był młodego pokolenia postacią nad którą nigdy się nie rozwodziłam. I kiedy tutaj zaczęłam o nim myśleć, uznałam, że potrzebuje dać mu coś, co rzadko dostaje w fan fiction/; trochę uwagi. I jakoś tak dałam mu coś swojego: zamiłowanie do fantastyki. Jakoś zaczynam mieć do niego spory sentyment w tym opowiadaniu. :)

      Usuń
  3. Przyznam, że robi się coraz ciekawiej z rozdziału na rozdział :D I bardzo się cieszę, że bohaterami są dorośli ludzie, którzy już jasno wiedzą, czego chcą od życia. To nie dzieci we mgle, tylko dorośli ze swoimi planami, marzeniami.
    Uwielbiam narracje Lily. W swoisty sposób ona łączy i spaja wszystko. Dzięki temu każdy rozdział.
    Fajnie, że poznaliśmy historię Savannah, to co się za nią kryło, nawet jeśli to jednak dosyć ponura historia. Charłactwo w rodzinie pełenj magicznych dzieci niewątpliwie musiało być ciężkim przeżyciem.
    A Lily... Cóż, tęskni, ale uparta jest jak osioł. Ciekawa jestem, co się zdarzyło na tamtej misji z Tedem - czy to realnaa zapowiedź kolejnej wojny? Czy to naprawdę wymagało ucieczki?
    bardzo rozbawiła mnie rozmowa Hugona i Jamesa, idealne cioteczne rodzeństwo niekiedy potrafi grać jak prawdziwe i tak mocno denerwować siebie nawzajem :D
    Ted wydaje się słodziaśny, ale za Victoire już nie przepadam. Napuszona damulka. Trudno nie obwiniać jej o sprowokkowanie ucieczki Lily (jakoś nie mam serca obwiniać o to Teda, naprawdę).

    pozdrawiam i czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało mi zawsze charłactwa takiego pokazanego z bliska w książkach Rowling. Bo jednak mieliśmy dwie starsze postaci, ale przecież nie mogliśmy poznać co sądzą o tym młodzi bohaterowie.
      Ja jakoś często mam problem z Victorią, może jestem dla niej trochę uprzedzona? Ale muszę przyznać, ze czeka ją też trochę miłych wątków tutaj.
      A ja mam w tym opowiadaniu taki problem z Tedem, bo jeszcze nie zdążyłam go rozgryźć i tego, czego od niego chce. ;)

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że powrócisz do pisania?
    Fajnie się to czyta. I też właśnie podoba mi się, że bohaterami są dorośli - wbrew pozorom, daje im to spore pole do popisu!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine